Ta smutna historia ma swój początek w lipcu 2017 roku. Pewnego dnia nabyłem na aukcji internetowej wyjątkowo rzadki paleometeoryt z Lechówki sprzed 66 mln lat… a raczej tak mi się wydawało.
Podobnych ofert było wiele i za każdym razem sprzedającym okazywał się ten sam członek Polskiego Towarzystwa Meteorytowego. To uśpiło moją czujność. Byłem przekonany, że rdzawe drobinki są autentycznymi okazami paleometeorytu. Do przesyłki zostało nawet dołączone specjalne oświadczenie. Podpisał je domniemany znalazca.
Jak przeczytałem w oświadczeniu, drobinki wydobyto za pomocą magnesu neodymowego na tym samym stanowisku geologicznym, na którym wcześniej pracował zespół naukowców pod kierownictwem dr. Tomasza Brachańca z Uniwersytetu Śląskiego.
Oczywiście miałem świadomość, że kupowane fragmenty nie są częścią „opiłków”, które niemal siedem lat wcześniej wydobyli z ziemi polscy badacze… ale ufałem, że sprzedawca zweryfikował relację znalazcy i wierzyłem, że wszystko jest w najlepszym porządku. Łudziłem się, że znalazca po prostu „wydłubał” z osadów paleogen-kreda fragmenty przeoczone przez naukowców.
Zdjęcia ilustrujące aukcje nie były najlepszej jakości, ale już sam opis sprzedawanych okazów był bardzo przekonujący. Szkoda, że nie miał wiele wspólnego z prawdą…
Naukowcy zawsze na posterunku
Zespół badaczy w składzie: dr Krzysztof Szopa, prof. Łukasz Karwowski, dr Tomasza Krzykawski i dr Tomasz Brachaniec z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach przeprowadził naukowe śledztwo. Jego elementem były badania okazów zakupionych u tego samego sprzedawcy.
Okazało się, że oferowana przez niego „Lechówka” była mistyfikacją (źródło: Acta Societatis Metheoriticae Polonorum, vol. 9, 2018, s. 112-122)!
Te rdzawe drobinki są najprawdopodobniej fragmentami po cięciu meteorytu żelaznego, a nie autentycznym paleometeorytem! Występuje w nich kamacyt, taenit, schreibersyt i chromit… ale ten ostatni jest nieobecny w oryginalnej Lechówce. Wiele wskazuje na to, że „pseudolechówka” jest po prostu odpadkiem po cięciu meteorytu Morasko ze śladami po pile i polerce, które widać dopiero w dużych powiększeniach. Może to być także inny, często obrabiany i stosunkowo tani meteoryt. Podsumowując, nie zgadza się tu ani skład chemiczny, ani morfologia.
Niech będzie to przestroga dla wszystkich kolekcjonerów!
Co dalej?
Myślę, że sprawą powinien zająć się sąd koleżeński PTMet, który ustaliłby, kto ponosi winę za tę sytuację.
Znalazca, który oszukał niczego nieświadomego sprzedawcę? A może sam sprzedawca, który nie zweryfikował, co tak naprawdę sprzedaje? Skąd właściwie pochodzą drobinki oferowane jako meteoryt Lechówka? Jak znalazca wszedł w ich posiadanie? Nie chcę wskazywać winnych, bo nie moja to rola.
Podkreślam jednak, że nie powinni wstydzić się ci, którzy – tak jak ja – nabyli sfałszowane drobinki i stracili swoje pieniądze (niektórzy całkiem sporo). To mogło zdarzyć się każdemu i faktycznie, zdarzyło się wielu doświadczonym kolekcjonerom!
Wstydzić powinni się raczej ci, którzy tak bezczelnie oszukują innych…